Nigdy nie była naszym wymarzonym celem. Kojarzyła się głównie z imprezami albo emerytami z Niemiec. Teraz przywodzić na myśl będzie zupełnie inne rzeczy. Piękne plaże, ciepłe morze, pyszne jedzenie i zabójcze widoki. W skrócie – wakacje doskonałe. W stosunku do Majorki, bo o niej mowa, nie mieliśmy żadnych oczekiwań. I może dlatego tak nas zachwyciła? A może to po prostu raj na ziemi?
Poszukiwania idealnego miejsca na dwutygodniowe wakacje w obecnych czasach nie było wcale proste. Poza własnymi preferencjami dochodziły jeszcze obostrzenia związane z pandemią. Był więc plan na objazdówkę po Włoszech, ale odstraszyła nas papierologia związana z przekraczaniem granic. Na celowniku była też Portugalia, ale tam zaczęło się robić gorąco. Była Sycylia, ale tam z kolei trudno o szerokie i piaszczyste plaże. I tak w końcu trafiliśmy na Majorkę. Okazało się, że ma wszystko, czego potrzebowaliśmy
Majorka a COVID
W momencie gdy wybieraliśmy się na wakacje, w połowie lipca, Hiszpania miała dość liberalne przepisy w kwestii pandemicznych obostrzeń. To odbiło się naturalnie na wzroście liczby zakażeń, również na samej Majorce, i w efekcie pod koniec lipca już przebąkiwano o zaostrzeniu regulacji. Jak te sprawy wyglądały w praktyce?
Zacznijmy od tego, że Hiszpanie otworzyli się szeroko dla wielu krajów, w tym Polski. Do wjazdu wystarczył więc tylko kod QR z hiszpańskiego ministerstwa, który otrzymuje się po wypełnieniu formularza on-line. Opisujecie w nim m.in. gdzie się zatrzymacie. Była to jedyna rzecz, o którą nas pytano po wyjściu z samolotu.
Lotnisko w Palmie same w sobie jest bardzo duże. W okresie wakacyjnym staje się wręcz największym portem lotniczym w całej Hiszpanii. Dodając do tego skrupulatne kontrole wspomnianych kodów z terminalu wychodziliśmy ponad godzinę. Ale był to właściwie ostatni raz kiedy sanitarne przepisy jakkolwiek odczuliśmy.
Jeśli chodzi o życie codzienne, to obostrzenia nie dawały się nam we znaki. Maseczki są obowiązkowe w pomieszczeniach zamkniętych, komunikacji miejskiej itp. I tego przepisu Hiszpanie przestrzegają dość skrupulatnie. Nawet na otwartej przestrzeni, ale w większym tłumie, można wyłapać niechętne spojrzenia Majorkańczyków w kierunku turystów bez maseczek. Dobrze mieć ją zawsze przy sobie. Jeśli nie z troski o zdrowie, to chociażby z szacunku.
Pozostałe ograniczenia to oczywiście dystans społeczny w restauracjach, kawiarniach i na plażach. Porozsuwane stoliki i leżaki. Do tego doszły nas słuchy, że nie działają kluby i dyskoteki, a knajpy zamykają się dość wcześnie. Co do klubów, to niespecjalnie nas to interesowało. Specjalnie wybraliśmy ciche miejsce z dala od tłumów, w którym takich lokali w ogóle nie było. Jeśli zaś chodzi o knajpy czy nocne przesiadywanie na plaży, to w naszej mieścince nie było z tym problemu. W okolicach Palmy sytuacja wyglądała już inaczej i co rusz dochodziły do nas głosy o rozganianiu nocnych, ulicznych imprez przez policję. Jeśli więc macie zamiar poimprezować do białego rana, to może być z tym ciężko. Jeśli nie jest to Wasz priorytet, to nie będziecie mieć problemów.
Północ lepsza od południa?
Jak wspomniałem, celowo wybraliśmy ciche i spokojne miejsce na Majorce. Konkretnie Platja de Muro (tak, Platja, nie Playa – na Majorce językiem urzędowym jest majorkański dialekt języka katalońskiego, stąd często spotkacie się z dwujęzycznymi oznaczeniami). Platja de Muro, czyli w tłumaczeniu “Plaża w Muro”, to nadmorska część tego właśnie Muro – miasta w północnej części wyspy.
O wyborze miejsca zadecydowało kilka spraw. Po pierwsze, nie chcieliśmy tłumów. W trakcie pobytu spędziliśmy też trochę czasu w Palmie i to tylko utwierdziło nas w przekonaniu, że to był dobry pomysł. Stolica wyspy na pewno ma swój klimat i piękne zakątki, ale to jednak półmilionowa aglomeracja, w której trudno o ciszę.
Po drugie, plaża w Muro i sąsiadująca z nią plaża w Alcúdii są powszechnie uznawane za jedne z najpiękniejszych na Majorce. To długi na kilkanaście kilometrów, szeroki pas. Drobny piasek, łagodne zejście do morza. Gdyby nie palmy i pinie (oraz brak parawanów i ciepła woda) plaże te mogłyby przypominać nasze nadbałtyckie.
Po trzecie zaś, większość zaplanowanych przez nas wycieczek znajdowała się w północnej i zachodniej części Majorki. To była więc idealna baza wypadowa.
Zatem jeśli szukacie na Majorce miejsca, w którym naprawdę można wypocząć w spokoju, bez wielkich tłumów, przy pięknej plaży i ze sporą możliwością zwiedzania wokół, to z całego serca polecamy Platja de Muro i Port’d Alcúdia.
Czy na Majorce jest drogo? Ceny i sklepy na Majorce
Bez owijania w bawełnę – oczywiście, że jest drożej niż w Polsce. W niektórych przypadkach niewiele drożej, w innych znacznie drożej. Porównując jednak Majorkę do innych europejskich (a pewnie nawet i polskich) kurortów, nie wypada ona szczególnie źle. Ceny na podobnym poziomie co w Grecji, z pewnością niższe niż we Francji i Włoszech. Pewnie i w Chorwacji znalazłyby się droższe kierunki (do dziś boli piwo za 10 euro w Dubrovniku). Ale do rzeczy, kilka przykładowych cen:
- 1,5 l butelka wody w sklepie – 0,85-1 euro
- duże piwo w sklepie – 1-2 euro
- duże piwo w knajpie – 4-5 euro
- pizza – 8-10 euro
- zestaw obiadowy można znaleźć za 10-15 euro
- litr benzyny 95 – 1,3-1,5 euro
- wynajem samochodu na cały dzień z pełnym ubezpieczeniem – od ok. 45 euro
Czy takie ceny odstraszają? Niech każdy oceni sam.
Jeśli zaś chodzi o sklepy spożywcze, to mamy wrażenie, że wyspę zaanektował Spar. Czasem trafialiśmy na ulicę, gdzie naprzeciw siebie stały dwie norweskie sieciówki. Dostaniecie tam wszystko. Od jedzenia, przez alkohol, wypieki, chemię, po pamiątki. Miejcie jednak na uwadze, że sporo z tych sklepów zamyka się o losowych niemal porach. Raz o 23, raz przed 22. Często też po godz. 22 nie sprzedają one alkoholu.
Plaże na Majorce – czy są płatne?
Jak już wspominaliśmy, plaże były ważnym czynnikiem, który zadecydował o wyborze Majorki. Szukaliśmy dużych i piaszczystych, a o te nie zawsze jest łatwo. Na szczęście na Balearach jest ich pełno.
Platja de Muro i Platja de Alcúdia to plaże publiczne. Nie znajdziecie na nich zamkniętych hotelowych skrawków piasku. Co najwyżej kilka leżaków postawionych dla gości. Są też miejskie parasole i leżaki. Koszt wynajęcia takiego zestawu dla dwojga na cały dzień to 13 euro. Ale nikt do tego nie zmusza. Można spokojnie rozłożyć się ze swoim ręcznikiem czy parasolem całkowicie za darmo. Plaże są do tego na tyle duże, że w ogóle nie czuć na nich ścisku.
Plaża w Alcúdii ma nad tą w Muro tę przewagę, że jest lepiej wyposażona. Co kilkaset metrów znajdziecie toalety i prysznice. Szczególnie te drugie się przydają, bo Morze Śródziemne w tym miejscu jest wyjątkowo słone. Jest też wyjątkowo czysto.
Jeśli szukacie natomiast plaż bardziej malowniczych, o ciekawej linii brzegowej, to i tych jest na Majorce w bród. Koniecznie musicie wtedy zobaczyć plaże w Sa Calobrze czy Cala d’Or. Ale o nich później.
Podróżowanie po Majorce. Samochód czy komunikacja miejska?
Nasze wakacje podzieliliśmy mniej więcej na pół. Jeden dzień plażowania, jeden zwiedzania. Dobre położenie i nieźle funkcjonująca sieć autobusowych połączeń sprawiła, że samochód musieliśmy wypożyczyć zaledwie dwa razy. Częściej za środek transportu służyły nam czerwone-żółte TIB-y, czyli miejskie busy.
TIB-y łączą tak naprawdę większość najważniejszych miejsc na Majorce. Jestem więc w stanie wyobrazić sobie poruszanie się wyłącznie nimi. Te autobusy dojeżdżają nawet do najbardziej niedostępnych zakątków, jak Formentor. Są nowoczesne, czyste i wygodne. Płacić można w nich zwykłą kartą zbliżeniową, ale o tym musimy napisać nieco więcej.
Wsiadając do TIB-a należy zwyczajnie przyłożyć kartę do czytnika. Tyle razy, ilu pasażerów podróżuje. To ważne, bo za przejazdy grupowe są zniżki. Później przy wysiadaniu tyle samo odbić karty i przejazd opłacony. Problem w tym, że nie wiadomo ile kosztował.
Na stronie majorkańskiego przewoźnika (https://www.tib.org) znajduje się bardzo szczegółowy cennik. Wynika z niego, w dużym skrócie, że bilet kosztuje od 1,8 do 5,4 euro. Wysokość ceny zależy od długości trasy. Za jeden przystanek zapłacimy więc 1,8 euro, za 4 i więcej 5,4. Jeśli podróżujemy w grupie, to cena spada o kilkadziesiąt centów. Tyle teoria.
W praktyce po pierwszym dniu podróżowania komunikacją miejską z karty zszedł nam 1 cent. Po kolejnych nic. Później, po tygodniu od powrotu, jakieś 10 euro, a po kolejnych kilku dniach 4 czy 5. Kompletnie losowe kwoty, zsumowane z kilku dni, bez ładu i składu. Pozostaje zawierzyć Hiszpanom, że wszystko jest zgodnie z cennikiem.
Jeśli tak, to czy zatem komunikacja na Majorce jest tania? To zależy. Jest bardzo tania na długich trasach i dość droga na krótkich.
Przykład: do sąsiedniej Alcúdii mieliśmy jakieś 4 km spacerkiem plażą. Gdybyśmy chcieli jechać tam autobusem pokonalibyśmy więcej niż 4 przystanki i cena wyniosłaby 5,4 euro od osoby. Tyle samo kosztuje autobus do Palmy na drugim końcu wyspy, bo to też więcej niż 4 przystanki…
Jeśli nie autobus, to spokojnie możecie eksplorować wyspę samochodem. Wypożyczalni nie brakuje, a ceny zaczynają się w sezonie od 40-45 euro. Dopytujcie jednak zawsze czy to cena z pełnym ubezpieczeniem. Często tylko z podstawowy, a za pełne trzeba dopłacić 5 euro.
Podróżowanie samochodem ma tę zaletę, że pozwala swobodniej podziwiać widoki na górskich drogach, a z tych Majorka słynie i jeszcze o nich opowiemy. Wada to oczywiście cena, bo oprócz wynajmu trzeba kupić jeszcze paliwo. Litr 95 kosztuje jakieś 1,3-1,5 euro. Po całodniowej wycieczce musieliśmy więc zatankować za 20 euro.
Co zobaczyć na Majorce? Największe atrakcje
Ten wpis i tak jest już za długi, więc szczegółowo propozycje wycieczek i punktów do odhaczenia opiszemy już w kolejnych. Pokrótce tylko wspomnimy, że w północnej i zachodniej części wyspy absolutnie polecamy półwysep Formentor i szaloną górską serpentynę Ma-2141 (Więcej: Najpiękniejsze drogi Majorki. Formentor i szalona serpentyna Ma-2141. Wakacje na Majorce cz. II), która prowadzi do malowniczego wąwozu (Więcej: Tropikalny krajobraz wewnątrz Majorki, czyli Sa Calobra i wąwóz Torrent de Pareis). W tej części znajdziecie również dziesiątki pięknych miasteczek z Sóller i Valdemossą na czele (Więcej: Czy Sóller i Valldemossa to faktycznie najpiękniejsze miasteczka Majorki?). Nasze serca skradła jednak Pollença.
Po stronie południowo-wschodniej nie możecie przegapić Smoczych Jaskiń, które zrobiły na nas chyba największe wrażenie. Ciekawym doświadczeniem było też trafienie na sjestę w mieście Santanyí.
Majorka ma do zaoferowania całe mnóstwo pięknych miejsc i o wszystkich tych wymienionych wyżej (oraz o kilku niewymienionych) rozpiszemy się jeszcze.