Naczytaliśmy się o nich. Każde zestawienie, każde TOP-ileś-tam, każda rozmowa ze znajomymi. Zawsze padały te dwie nazwy – Sóller i Valldemossa. Ponoć najpiękniejsze majorkańskie miasteczka. Czy w istocie? Sprawdziliśmy.
Na początek garść informacji praktycznych. Jak wspominaliśmy we wcześniejszych wpisach, naszą bazą była Platja de Muro i to stamtąd wybraliśmy się na wycieczkę do tych dwóch perełek. Wypożyczyliśmy samochód, a żeby z tego dnia wycisnąć jak najwięcej po drodze specjalnie zboczyliśmy z najkrótszej trasy by zobaczyć górską drogę Ma-2141 (Najpiękniejsze drogi Majorki), Sa Caobrę i wąwóz Torrent de Pareis (Tropiki na Majorce). Później powrót na główną drogę i dalej do Sóller i Valldemossy. Jeśli lubicie wykorzystywać każdą minutę, to polecamy taką właśnie trasę. Do zrobienia na spokojnie, bez zbędnego gonienia się i powrotu w środku nocy, ale też z poczuciem dobrze wykorzystanego czasu. A teraz do rzeczy.
Tramwaje i pomarańcze
Gwar. Okrzyki w kilku, jeśli nie kilkunastu językach. Nagle rozlega się dźwięk dzwonka i na zatłoczony Plac Konstytucji u stóp kościoła św. Bartłomieja wjeżdża zabytkowy, drewniany tramwaj. Sprzedawcy, którym przyszło stać bliżej torów, pakują więc swój majdan, a turyści uciekają do kawiarnianych ogródków. Witamy na targu w Sóller.
W wielu majorkańskich miasteczkach raz lub dwa razy w tygodniu odbywają się targi. Robi się wtedy tłoczno, a każdy wolny kawałek chodnika zamienia się w kram. Targ w Sóller jest wyjątkowy właśnie z powodu wspomnianego tramwaju, który co kilkanaście minut zmusza wszystkich do przegrupowania.
Tramwajem można się też przejechać do pobliskiego portu. Ale że to bardziej atrakcja turystyczna niż normalny środek transportu, to bilet kosztuje więcej – 7 euro. Jest również opcja kupienia łączonego biletu na zabytkowy tramwaj i zabytkowy pociąg. Wtedy najpierw wyjeżdżacie z Palmy pociągiem, a w Sóller przesiadacie się na tramwaj. Gdybym startował właśnie ze stolic wyspy, to poważnie rozważyłbym taką właśnie wycieczkę.
Samo miasto to pachnący pomarańczami labirynt kamiennych, wyślizganych uliczek. Dominują tu białe kamieniczki z zielonymi okiennicami. Jest tu nieco bardziej tłoczno niż w innych mieścinach, ale nie mniej urokliwie.
Miasto Chopina
Z Valldemossą jest ten „problem”, że każda kolejna uliczka, placyk czy zaułek jest ładniejszy od poprzedniego. Potrzeba więc sporo samozaparcia by nie spędzić w tym mieście całego dnia. Nic dziwnego, że to drugie po Palmie najczęściej odwiedzane miejsce na Majorce.
Valldemossę założył w XIV wieku król Sancho I. Był astmatykiem i lepiej czuł się w górach. Kazał więc postawić tam pałac, w którym spędzał większość czasu.
Z podobnych powodów na wyspie znalazł się Fryderyk Chopin, który razem z George Sand spędził tu zimę 1838-1839. Początkowo mieszkał w Palmie, a później w klasztorze kartuzów właśnie w Valldemossie. W mieście sporo znajdziecie jego śladów. Ulica, muzeum czy popiersie w ogrodach. Organizowany jest również festiwal jego imienia. Historia nie jest jednak tak kolorowa jak balkony w Valldemossie.
Po pierwszych zachwytach nasz kompozytor zaczął na miasteczko narzekać. Trafił na wyjątkowo deszczową zimę, przez co zamiast podreperować zdrowie, jeszcze bardziej na nim podupadł. Wystarczy wspomnieć, że to tu ukończył m.in. „Preludium Deszczowe”.
My mieliśmy jednak więcej szczęścia od Chopina i perła Majorki przywitała nas piękną pogodą, zapachem kwiatów i długim, malowniczym spacerem.
Werdykt
A zatem konkluzja. Czy Valldemossa i Sóller dorastają do swojej renomy najpiękniejszych miast Majorki? Odpowiedź nie jest taka prosta. Jasne, musiałbym kłamać by mówić, że nie są piękne. Są i to bardzo. Czy nam się w nich podobało? Jeszcze jak. Problem polega jednak na tym, że nie potrafię całkowicie oddzielić sfery wizualnej od tego, jak całościowo postrzegam jakieś miejsce. Na to, oprócz tego co widać, składa się jeszcze to coś nieuchwytnego, czego opisać nie umiem. A w nich mi tego zabrakło. Może to kwestia dnia, nastroju w danym momencie, może oczekiwań. Podobne odczucia miałem np. w Dubrovniku. Niby wszystko jest piękne aż nierealne, ale nie chwyta mnie dość mocno.
Jeśli więc spyta mnie ktoś czy Sóller i Valldemossa są najpiękniejsze, to odpowiem, że dla mnie nie. Dla mnie najpiękniejsza pozostanie niespodziewana ulewa i stary samochód odkryty pod palmami w Pollençie. A jak będzie z Tobą? Sam sprawdź.
PS.: Pollençe jeszcze opiszemy.