W życiu nie pokusiłbym się o próbę stworzenia czegoś na kształt przewodnika po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Mimo, że jako mieszkaniec Górnego Śląska byłem tu dziesiątki razy. Ba, dla dzieciaków z mojej okolicy to jest obowiązkowy punkt wycieczek szkolnych, więc z Jurą spotykamy się dość szybko. To jednak wciąż temat zbyt rozległy.
Jura jest obszarem tak bogatym i różnorodnym turystycznie, że próba kondensowania go do jakiejś zamkniętej formy chyba właściwie nie ma sensu. Pozostaje więc forma otwarta, czyli po prostu kilka miejsc, które znamy. Kilka luźnych przemyśleń, kilka zdjęć. Ot taka lista subiektywna, która z czasem będzie się na pewno zmieniać.
Nie tylko wspinaczka
Zacznijmy od postawienia sprawy jasno – Jura Krakowsko-Częstochowska, jakkolwiek oklepanie to nie zabrzmi, jest miejscem, gdzie każdy znajdzie coś ciekawego do roboty. To znacznie więcej niż mekka wspinaczy skałkowych (choć to oczywiście prawda). To wycieczki piesze, rowerowe i samochodowe. Wspinaczka i jaskinie. Zwiedzanie zamków i zabytków oraz relaks nad wodą. Kajaki i loty balonem. Naprawdę trudno znaleźć jakąś formę aktywności, której na Jurze nie da się uprawiać. Byliśmy tu wiele razy, zawsze trochę inaczej.
Nie tylko Szlak Orlich Gniazd
Większość z Was ma pewnie przed oczami jeden obraz, gdy pada hasło Jura Krakowsko-Częstochowska: białe, wapienne skały wyrastające z ziemi, na niektórych z nich ruiny zamków. To oczywiście prawda. Orle Gniazda, czyli ruiny jurajskich zamków, to chyba największa atrakcja tego regionu. Łączy je wszystkie szlak turystyczny (Szlak Orlich Gniazd). 169 km od Wawelu, przez Ojców, Rabsztyn, po zamki pod Częstochową. Te są naszym zdaniem najbardziej ikoniczne. To właśnie te kojarzące się z Jurą najbardziej białe, wyszczerbione mury.
Mowa m.in. o zamkach w Mirowe i Bobolicach, Olsztynie oraz Ogrodzieńcu (choć tak naprawdę leży on w miejscowości Podzamcze, obok Ogrodzieńca). Te plenery doceniają nie tylko turyści. Zamki jurajskie wielokrotnie oglądaliście na małym lub wielkim ekranie. Ostatnio np. w netfliksowym Wiedźminie, gdzie Ogrodzieniec zagrał twierdzę na wzgórzu Sodden. Wcześniej kręcono tu m.in. Janosika czy Zemstę. Lista jest oczywiście dłuższa. Bobolice zagrały np. w polskiej super-mega-produkcji Korona Królów.
Wspominaliśmy, że zamki łączy szlak turystyczny. Ale wspominaliśmy też, że Jura jest miejscem wielu atrakcji, więc oprócz szlaku pieszego jest również rowerowy. Orle Gniazda możecie więc zwiedzać pieszo, na dwóch lub czterech kołach. Zaliczyliśmy wszystkie te formy. Przyjemny, krótki spacerek, zaliczycie między Mirowem a Bobolicami. Na rower szczególnie polecamy północną część szlaku, jak Ogrodzieniec, Pilica czy Olsztyn. Zarówno krajobrazy, jak i podjazdy potrafią być iście górskie. Slow driving po Jurze to również przyjemna sprawa. Szczególnie gdy wybierzecie boczne drogi.
Nie tylko Ojców
Po zamkach Jura najbardziej kojarzy się chyba ze skalnymi tworami. Ostańcami, bramami, grotami i jaskiniami. Część z nich służy wspinaczom, część wyłącznie podziwiającym je turystom. Najbardziej popularny w tej kwestii jest pewnie Ojcowski Park Narodowy. I jasne, to jest absolutnie żelazny punkt do odhaczenia. Grota Łokietka, Maczuga Herkulesa czy Brama Krakowska w pełni zasługują na swoją rozpoznawalność. Jak wspomniałem jednak we wstępie, dzieciaki z naszej okolicy szybko odbębniają największe atrakcje i później mają to szczęście, że mogą szukać miejsc mniej popularnych.
Skalne cuda znajdziecie właściwie na całej Jurze. Czasem przy samej drodze, czasem w głębi lasu. Nasze ostatnie odkrycie to okolice Złotego Potoku, a konkretnie ruiny zamku Ostrężnik oraz Brama Twardowskiego (podobno to z niej odleciał na Księżyc). Pamiętajcie jednak, że to zaledwie wycinek.
Nie tylko Krakowsko-Częstochowska
Najbardziej kojarzone z Jurą atrakcje znajdują się na pasie między tymi dwoma miastami, ale sam obszar jest znacznie większy. Zahacza właściwie o Górnośląsko-Zagłębiowską Metropolię, konkretnie Dąbrowę Górniczą. Dzięki temu na Jurze poza zamkami i skałami mamy też… pustynię. A nawet dwie.
Najbardziej znana jest oczywiście Pustynia Błędowska, właśnie ta granicząca z Dąbrową. To największy w Polsce obszar lotnych piasków, mający powierzchnię 33 km kw. Oczywiście nie spodziewajcie się tu saharyjskiego krajobrazu. Pustynia nie jest całkowicie pozbawiona roślinności. Nie jest też na tyle duża, by sprawić złudzenie bezkresnych wydm. Nie da się jednak zaprzeczyć, że to miejsce niepozbawione ciekawego i rzadko spotykanego klimatu.
Ja z Pustynią Błędowską pierwszy raz zetknąłem się podczas biegu ekstremalnego i to przy okazji takich imprez potencjał tego obszaru ujawnia się w pełni. Nic dziwnego, że część tego terenu to poligon służący wojskowym do testowania ludzi i sprzętu w nietypowych warunkach. Pamiętajcie o tym odwiedzając pustynię. Od strony północy pozostanie Wam tylko oglądanie, wstęp jest zabroniony. Najlepiej podjechać od strony gminy Klucze.
Drugą jurajską pustynią jest Pustynia Siedlecka. Mniejsza, ale też bardziej tajemnicza od swojej siostry.
Nie tylko aktywnie
Trochę przewrotny nagłówek, bo regiony zwykle zachwala się właśnie mnogością miejsc aktywnego wypoczynku. Myślę jednak, że w przypadku Jury zdołaliśmy już co nieco udowodnić (jeśli jednak wspinaczka, piesze czy rowerowy wycieczki to za mało, to dodajcie do tego spływy kajakowe Wartą czy sporty wodne nad Zalewem Porajskim), a nawiązać chciałem do coraz modniejszego ostatnio wypoczywania w duchu slow.
Nie trzeba zatem zaszywać się w Puszczy Białowieskiej czy w Beskidzie Niskim by na chwilę odciąć się od zgiełku i móc pozwolić sobie na słodkie nicnierobienie. Jura też sprzyja takiemu spędzaniu czasu. Sami zdziwiliśmy się jak bardzo może oczyścić głowę półgodzinny postój na szybką kolację na jednym z punktów widokowych. Obserwowanie oddalonych miast i zaczynającej się nad nimi burzy. Nabieranie dystansu, zarówno tego dosłownego, jak i metaforycznego.
Ten widok znajdziecie na Kueście Jurajskiej w miejscowości Żarki. To jedno z naszych ostatnich odkryć, które szybko trafiło na listę ulubionych jurajskich miejsc.