Sporo w życiu chodziłem po górach, ale najczęściej były to Beskidy, Tatry czy Bieszczady. Sudety natomiast wciąż pozostają dla mnie nieco niezbadane. Zaległości te staram się sukcesywnie nadrabiać i za każdym razem przekonuję się o wyjątkowości tych gór. Czy to Karkonosze, czy Masyw Śnieżnika, czy wreszcie Góry Stołowe. Te ostatnie odwiedziliśmy po raz pierwszy na początku lutego i wniosek mam jeden – to chyba najbardziej niezwykłe z polskich gór. Jeśli dodamy do tego świetne warunki, na jakie trafiliśmy, to mogę śmiało powiedzieć, że jeśli bajki istnieją naprawdę, to znajdziecie je właśnie tam.
Kudowa-Zdrój i Kaplica Czaszek
Ale po kolei. W rejon Gór Stołowych wybraliśmy na weekend. Przyjazd w piątek wieczorem, powrót w niedzielę. Na bazę wybraliśmy Kudowę-Zdrój. To spokojne i całkiem ładne miasteczko (choć nie najbardziej urokliwe w okolicy, o czym później). Ma świetną bazę gastronomiczną i nie brakuje mu miejsc idealnych na spacery. Jak przystało na miejscowość uzdrowiskową znajdziecie tu m.in. park zdrojowy czy pijalnię wód.
Najciekawszą atrakcją jest jednak Kaplica Czaszek w Czermnej, czyli dzielnicy Kudowy. To niepozorny budyneczek na terenie cmentarza oddalonego o kilkanaście minut spacerem od centrum. Pomieszczenie o powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych od podłogi po sufit szczelnie wypełnione jest ludzkimi kośćmi tworzącymi coś na kształt makabrycznej boazerii. W kaplicy jest ok. 3 tys. czaszek i kości, zaś kolejne ponad 20 tys. znajduje się w krypcie pod podłogą, którą to kryptę również można oglądać.
Kaplica powstała w XVIII wieku i jest dziełem czeskiego księdza Wacława Tomaszka. Duchowny postanowił w ten sposób spełnić dwa cele. Pierwszym było zapewnienie godnego pochówku doczesnym szczątkom pozostałym na tym terenie po licznych wojnach, zarazach i degradacjach okolicznych cmentarzy. Drugim celem, jaki mu przyświecał, było działanie na wyobraźnię wiernych i dobitne uświadomienie im czym jest idea memento mori.
Żałuję, że w kaplicy obowiązuje zakaz fotografowania, bo słowami trudno ukazać niezwykłość tego miejsca. No cóż, pozostaje mi polecić wizytę tam, szczególnie, że kosztuje zaledwie 10 zł, a do dyspozycji będziecie mieli jeszcze dzielącego się wiedzą przewodnika.
Liczyrzepa, Polanica-Zdrój i Duszniki-Zdrój
W całych Górach Stołowych co rusz będziecie natykać się na postać Ducha Gór, zwanego również Liczyrzepą. Czasem zobaczycie go pod postacią okrytej płaszczem zmory, jak np. na jednej z rzeźb w Kudowie, czasem zaś występuje jako wspierający się o lasce brodaty starzec. Wersji jego legendy jest bez liku, ale nas zaciekawiła inna sprawa. Podobno kiedyś sam Tolkien otrzymał pocztówkę z Sudetów przedstawiająca Liczyrzepę (w odsłonie starca z laską) i to miało zainspirować go do stworzenia wyglądu Gandalfa. Duch Gór sięga więc aż do Śródziemia.
Wspomniałem, że Kudowa nie jest najpiękniejszym miasteczkiem okolicy. Według nas tytuł ten dzierży Polanica-Zdrój. Zdaje się być ona bardziej kameralna, pełna drewnianej zabudowy i przecinających jej centrum kanałów i odnóg Bystrzycy Dusznickiej. Oprócz standardowych już atrakcji, jak park zdrojowy czy pijalnia wód, znajdziecie tu również Park Szachowy (zimą niestety nieczynny). Dodatkową zabawą może być szukanie rozsianych po miasteczku małych rzeźb niedźwiedzi.
W połowie drogi między Polanicą a Kudową znajdują się Duszniki-Zdrój. Tu zatrzymaliśmy się tylko na chwilę by obejrzeć z bliska piękny budynek Muzeum Papiernictwa.
Szczeliniec Wielki – wejście do Narni
Przyszła pora na gwóźdź programu. Najwyższy szczyt Gór Stołowych, czyli wznoszący się na 919 m n.p.m. Szczeliniec Wielki. O ile do tej pory pogoda nas nie rozpieszczała, o tyle tego dnia była idealna. Słonecznie, śnieżnie, nieco mroźnie i bezwietrznie. Zagrało wszystko.
Trasa na Szczeliniec od wiosny do jesieni nie powinna sprawić większych trudności. To raptem 30-40 minut z Karłowa. Szlak prowadzi głównie schodami, jest niemal w całości otoczony poręczami. Zimą jednak schody przestają spełniać swoją rolę, gdyż są całkowicie zasypane. Bez raczków pokonanie podejścia może i jest możliwe, ale na pewno nie należy do przyjemnych. My jednak raczki mieliśmy, więc bez problemów po 30 minutach meldujemy się na szczycie. Po drodze przenosząc się w świat bajki.
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że szlak na Szczeliniec z Karłowa, szczególnie w górnej części, to jeden z najbardziej niezwykłych i najpiękniejszych górskich odcinków, jakie pokonałem w Polsce. Ścieżka wije się w labiryncie drzew i błędnych skał. Co raz przechodzimy przez skalne drzwi i ucha igielne, a całości dopełniają czapy śniegu i szron otulający gałęzie. Można odnieść wrażenie, że to nie jest prawdziwe miejsce. Że nie powstało naturalnie. Że to jakaś niezwykle dopracowana atrakcja w parku rozrywki z motywem Królowej Śniegu alb plan zdjęciowy do Opowieści z Narni. Cieszę się, że po raz pierwszy przeżyłem to właśnie o tej porze roku.
Odczucie to nie kończy się po dojściu na szczyt. Góry Stołowe są, no cóż, jak stół. Nie ma więc jako takiego wierzchołka, a Szczeliniec jest dość rozległy. Od schroniska zaczyna się ścieżka turystyczna wijąca się dalej wśród rozpadlin, punktów widokowych (jednym z nich jest Tron Liczyrzepy) i innych skalnych formacji. W sezonie letnim jest płatna, zimą już nie, ale za to nie jest wtedy w całości otwarta. Można więc dojść do pewnego momentu, po czym trzeba zawrócić. Latem prowadzi ona dalej i można zejść do Karłowa inną drogą.