Przejdź do treści

Zatoka Orosei. Czy to najpiękniejsze plaże Sardynii? Wakacje na Sardynii cz. II

  • przez

Pytanie zawarte w tytule jest przewrotne i wpisuje się w naszą filozofię spędzenia czasu na Sardynii. Ta wyspa słynie z pięknych plaż. Każdy słyszał o drobnym jak mąka, białym piasku (lub różowym, choć ta plaża w skutek turystycznej ekspansji już tak nie wygląda), o lazurowej wodzie i karaibskich krajobrazach. I nie ma w tych opowieściach krzty przesady. Prawda jest jednak taka, że zjawiskowo pięknie plaże znajdziecie na całej wyspie. Niekiedy oddalone od siebie raptem o kilka kilometrów. A za nią jest następna. I następna.

A która najpiękniejsza? Na takie pytanie nie da się odpowiedzieć. Owszem, we wszelakich rankingach przewija się stale kilka nazw, jak Cala Goloritze, Berchida, La Pelosa czy plaże archipelagu La Maddalena. Do tego dochodzą dziesiątki, jeśli nie setki innych plaż, które dla kogoś uchodzą za najpiękniejsze. I każdy ma tu racje. One wszystkie są bajeczne. Problem polega jednak na tym, że gdyby chcieć odwiedzić je wszystkie, brakło by zapewne wakacji. Dlatego wyszliśmy z założenia, że dobrze wybierzemy bazę wypadową i skupimy się na bliższym poznaniu jej okolicy zamiast zasuwać po całej wyspie odhaczając kolejne pozycji z listy TripAdvisora.

Zatoka Orosei – spokojne miejsce w środku raju

W naszym przypadku padło na Orosei, czyli miasteczko stanowiące centrum zatoki o tej samej nazwie na wschodnim wybrzeżu wyspy. To nie był wybór przypadkowy. Analizowaliśmy oczywiście bliskość plaż ze wszelkiego rodzaju topek (w okolicy jest ich co najmniej kilka), ale równie ważne było dla nas samo miasteczko. Nie chcieliśmy spędzić wakacji w dużym mieście, więc odrzuciliśmy Olbię czy Cagliari. Nie szukaliśmy również typowego kurortu, który zapewni wszelkie wygody, ale pozbawiony będzie lokalnego klimatu. Orosei okazało się strzałem w dziesiątkę.

Olbia o wschodzie słońca

Miejscowość liczy sobie ok. 6 tys. mieszkańców. Nie jest więc mikroskopijna i nie brakuje w niej turystów, ale to klimat daleki od typowych kurortów. Miasteczko, nie licząc większego skrzyżowania, jest senne i ciche. Stare mury rozłożone na okolicznych wzgórzach, pełne są labiryntów wąskich, zacienionych uliczek. Usiane placami skrytymi w cieniu wielkich drzew. A przy tym niepozbawione jest udogodnień, jakimi są sklepy, restauracje i bary. Sam spacer po nim to czysta przyjemność, z której korzystaliśmy nieraz.

Nie twierdzę, że znajdziecie tam „prawdziwą Sardynię”. To jednak wciąż miejscowość turystyczna. Znacznie jej jednak bliżej do tego miana niż choćby pobliskiemu San Teodoro.

Przy okazji, będąc przy „prawdziwej Sardynii” – ją również odkryliśmy w górskich miasteczkach, o czym opowiemy w kolejnym wpisie. Warto jednak już teraz zaznaczyć, że odrębność wyspy od reszty Italii widać od razu i to bardzo wyraźnie. Włoskie flagi znajdziecie właściwie wyłącznie na rządowych budynkach. Wszędzie indziej powiewają charakterystyczne sardyńskie flagi. Wyspiarze mają nieco inny, bardziej wyluzowany sposób bycia od Włochów. No chyba, że właśnie Włochami się ich nazwie. Wtedy mogą zareagować bardziej ekspresyjnie. Są bowiem Sardyńczykami. Mają swoją kulturę, język, historię i temperament, któremu okazyjnie dają wyraz strzelając do znaków drogowych. Podobnie jak to mają w zwyczaju Korsykanie. Nie ma się jednak czego obawiać. Są to przemili i otwarci ludzie. Bardzo dumni ze swojej ojczyzny i szczęśliwi, że mogą pokazać ją przyjezdnym. Nie mieliśmy również żadnych problemów z komunikacją. Większość mówi po angielsku w stopniu umożliwiającym podstawową rozmowę. No chyba, że właśnie we wspomnianym środku wyspy. Tam niejednokrotnie i po włosku ciężko się dogadać. Ale o tym później.

Zatoka Orosei – najpiękniejsze plaże

Zanim zaczniemy opisywać konkretne plaże kilka ważnych uwag. Po pierwsze, wstęp na niektóre z nich jest płatny. Czasem chodzi tylko o miejsce parkingowe, a czasem o sam bilet wstępu na plażę. Co więcej, niektóre bilety trzeba rezerwować i to np. z dwudniowym wyprzedzeniem. Po drugie, dostęp do niektórych plaż jest utrudniony, bo np. od głównej drogi do morza trzeba pokonać jeszcze 5 km przez las. Czasem w ogóle nie ma dróg otwartych dla samochodów i dostać można się tam wyłącznie po kilkukilometrowym trekkingu lub z łodzi. Są jednak i takie, które mają bezpłatne parkingi pod samym niemal brzegiem. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Po trzecie zaś, Sardyńczycy bardzo cenią sobie swoje naturalne bogactwo. Dlatego niektóre plaże zamknęli całkowicie, a na większości innych obowiązuje zakaz zabierania ze sobą piasku, muszelek czy kamieni. W kilku ekstremalnych przypadkach nie wpuszczają nawet ze zwykłymi ręcznikami, bo zbyt dużo piasku się do nich przykleja. My na takie obostrzenia nie trafiliśmy i żeby być szczerym – nie zauważyliśmy też by zakazy zbierania muszelek były jakoś egzekwowane. Wolę lokalsów jednak uszanowaliśmy. Po czwarte i ostatnie, sardyńskie plaże, przynajmniej te, które odwiedziliśmy, nie były tak skomercjalizowane jak w innych miejscach Europy. Na większości z nich znajdują się leżaki do wynajęcia czy beach bary, ale nie jest ich dużo (a czasem nie ma wcale) i nie ma problemu z rozłożeniem się na własnym ręczniku. To plus. Minusem jest z kolei niewielka liczba toalet i pryszniców. Wszystkie plaże są natomiast czyste, zadbane i oczywiście bajecznie piękne. Więc do sedna.

Marina di Orosei

„Nasza” plaża. Najbliższa naszej bazie wypadowej, więc to na niej spędziliśmy najwięcej czasu. Jest bardzo długa i dość szeroka, pokryta drobnym żwirkiem. Stopniowo przechodzi w inne plaże, jak Su Barone. Tak sporą przestrzeń trudno zapełnić plażowiczami, szczególnie w drugiej połowie września. Uwielbialiśmy ją właśnie ze względu na te pustki. Niemal za każdym razem mieliśmy swoje „prywatne” zejście do morza. Te dość szybko staje się głębokie, więc być może rodziny z małymi dziećmi upatrzą tu minus. Nam nie przeszkadzało to zupełnie. Absolutnie relaksujące miejsce. Do tego niezła infrastruktura. Kilka beach barów, restauracji i duży bezpłatny parking przy samym wejściu. Stąd również odpływają rejsy po Zatoce Orosei, z którego skorzystaliśmy. Trzeba jednak zaznaczyć, że plaża znajduje się kawałek od miasteczka. My musieliśmy spacerować na nią ok. 30 minut. Z centrum Orosei to pewnie 45 minut.

Marina di Orosei

Cala Brandinchi

Pierwsza plaża, jaką odwiedziliśmy po przypłynięciu na Sardynię. Znajdowała się po drodze z Olbii do Orosei. To również jedna z plaż uznawanych za najpiękniejsze i jedna z tych, które trzeba rezerwować. Kosztuje to 8 euro od osoby i doliczyć należy koszt parkingu. Czy warto? No tak średnio bym powiedział. Owszem, jest zjawiskowa. Taka, jaką wyobrażacie sobie myśląc o Sardynii. Piasek jak mąka, lazurowa, płytka woda. No Karaiby panie. Biorąc jednak pod uwagę, że jest kosmicznie zatłoczona, a w okolicy znajdują się równie piękne lub piękniejsze (i tańsze) propozycje, to można ją sobie podarować.

Oasi di Biderosa

Tu również konieczna jest wcześniejsza rezerwacja i opłata. Dla dwóch osób z samochodem bez ograniczeń czasowych to już jednak 12 euro, a nie blisko 20, jak przy Brandinchi. Po zjechaniu z głównej drogi i kontroli rezerwacji wjeżdżacie na teren przypominający rezerwat przyrody. Poruszacie się leśną drogą mijając co chwila szlaki trekkingowe i miejsca obserwacji ptaków (podobno można tu wypatrzyć flamingi). Plaża to tak naprawdę kilka plaż. Niektóre kamieniste i małe, inne ogromne i piaszczyste. Najpiękniejsza znajduje się na końcu drogi. To znów karaibskie krajobrazy. Nie będę kolejny raz powtarzał tego opisu, wiecie o co chodzi. I do tego była cudownie pusta. Tu zabawiliśmy już znacznie dłużej. W przeciwieństwie do Cala Brandinchi Oasi di Biderosa jest warta swojej ceny. Sam dojazd do niej to już atrakcja.

W pobliżu zajrzeliśmy jeszcze na Cala Ginepro. Bardzo ładna i darmowa, ale malutka plaża. Śmiało zaanektowana przez leżaki do wynajęcia. Byliśmy tam tylko chwilę.

Berchida

Kolejna plaża z topek rankingów. I według nas najpiękniejsza. Rezerwować nie trzeba, ale zapłacić za parking już tak. 10 euro za cały dzień, 2,5 za godzinę. WARTO. Przypomina nieco Oasi di Bideorsa, ale jest znacznie większa, jeszcze bardziej pusta i wyposażona w prysznic, beach bar czy toalety. Plaża idealna. Do tego podobno chętnie odwiedzana przez białe, sardyńskie krowy. Polecamy każdemu.

Cala Luna

To jedna z tych plaż, na które samochodem nie dojedziecie. Pozostaje więc albo trekking z miejscowości Cala Gonone lub plaży Cala Fiuli (podobno ok. 2-3 godzin w jedną stronę) albo łódź. My wybraliśmy rejs, który zabrał nas nie tylko na Lunę, ale również kilka innych plaż, o których więcej niżej.

Cala Luna

Co do samej Księżycowej Plaży, to był to jeden z moich żelaznych punktów. Zakochałem się w zdjęciu zrobionym ze środka jednej z kilku znajdujących się na plaży grot. Luna, podobnie jak pozostałe plaże odwiedzone podczas rejsu, jest nieprzyzwoicie wręcz malowniczo położona. Górują nad nią olbrzymie klify, a jaskinie dodają niezwykłego klimatu. Plaże dzielę jednak na te służące plażowaniu i te służące podziwianiu. Na tych pierwszych mogę spędzić cały dzień, na drugich może dwie godziny i to głównie robiąc zdjęcia. Cala Luna (i poniższe również) to ten drugi zbiór. Przepiękna, ale nie na długo. Nie ma tu toalet, nie ma kosza na śmieci, nie ma miękkiego piasku.

Cala Mariolu

Chyba najbardziej „rajska” z odwiedzonych przez podczas rejsu. Tu też nie dojedziecie samochodem. Jest większa od Cala Luna, przez co nie czuć na niej tłoku. Oblewają ją nieziemsko niebieskie wody, na których cumują jachty tych z grubszymi portfelami. To również mekka wspinaczy i trekkerów. Na górujących nad nią klifach bez trudu ich wypatrzycie.

Cala Goloritze

Włoski pomnik natury. Ukryty na końcu Zatoki Orosei, chroniony przez ostre skały wyrastające prosto z morza. Krajobraz przywodzący na myśl bardziej południowo-wschodnią Azję niż Europę. Ten nieskazitelny obraz ma jednak swoją cenę. Na Cala Goloritze nie tylko nie dojedzie samochodem, ale też nie dopłyniecie niczym, co ma silnik. Ochrona przyrody. Pozostaje trekking lub siła własnych mięśni np. w kajaku. Nam dane było oglądać ją tylko z pewnej odległości.

Ceny na Sardynii. Czy jest drogo? Sjesta i coperto

Na koniec kilka informacji praktycznych, przede wszystkim związanych z cenami i usługami. Czy na Sardynii jest drogo? Uważamy, że nie. Żyjemy we „wspaniałych” czasach, w których polskie ceny osiągnęły już taki poziom, że te zachodnie nas nie szokują. Powiedziałbym nawet, że niejednokrotnie są miłą odmianą. No by czy pizza za 5-10 euro to dużo? A kawa za 1-1,5? Nieco droższe są drinki, ale 3 euro za małe piwo w knajpie to nadal nie jest cena, jakiej w Polsce nigdy nie widziałem.

Faktem jest jednak, że codzienne stołowanie się na mieście, niezależnie w jakim kraju, może pociągnąć po kieszeni. Dlatego wybraliśmy miejsce z własną kuchnią. Zakupy najtaniej wychodzą w jednych z najpopularniejszych marketów, jak Coop, Crai czy Euro Spin. Zaznaczmy przy tym, że nawet najtańsze makarony, pesto czy wędliny smakują o niebo lepiej niż w Polsce. Nie wspominając o owocach i warzywach. Jedyne, czego Włosi nie potrafią robić, to pieczywo. Jest straszne. Ale jak to powiedział nasz gospodarz: mają tyle dobrego jedzenia, że chleb im niepotrzebny. Coś w tym jest.

Wracając do tematu restauracji są jeszcze dwie rzeczy, które warto wyjaśnić. Pierwsza z nich to niesławne coperto, czyli opłata wysokości kilku euro doliczana do rachunku. Wbrew częstym głosom na facebookowych grupach – to nie jest napiwek ani opłata za obsługę. To koszt zajęcia stolika. Nie jest on naliczany zawsze, ale często. Można jej jednak łatwo uniknąć w kawiarniach. Po prostu zamawiacie espresso przy barze i tam je pijecie.

Druga sprawa to sjesta. Koncept dość znany na całym południu Europy, ale przyznam, że dopiero na Sardynii zetknąłem się z nim tak mocno. Jasne, czy to w Grecji, czy w Hiszpanii czy nawet w innych częściach Włoch on również obowiązuje i popołudniami robi się nieco luźniej. Ale jakoś nigdy nie przeszkodziło mi to w zjedzeniu czegoś. Na Sardynii jednak o tym zapomnijcie. Sjesta jest święta. Bez krztyny przesady. Mniej więcej od 12-13, do ok. 17-18 zapomnijcie o załatwieniu czegokolwiek. O zjedzeniu zapomnijcie nawet na dłużej, bo większość kuchni otwiera się po 19. Warto o tym pamiętać.

Więcej artykułów z wakacji na Sardynii znajdziecie tutaj.


Więcej zdjęć z Sardynii

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: