Nie ukrywajmy, że Paryż może zmęczyć. To w końcu moloch. Klimatyczny, piękny i momentami zachwycający, ale jednak moloch. Może więc zdarzyć się tak, że spędzając w nim więcej czasu niż kilka dni zapragniecie uciec choć na chwilę. Od zgiełku, tłumu i pędu. Na szczęście wystarczy niespełna godzinna przejażdżka pociągiem by zobaczyć zupełnie inną Francję.
Prawdziwy dom francuskich monarchów to nie Wersal
Na południe i południowy-wschód od stolicy rozciąga się Las Fontainebleau. To największy tego typu obszar w sąsiedztwie Paryża. Ukochany przez francuskich monarchów i artystów odgrywał w historii i kulturze kraju ważną rolę. Mimo iż leży przy samych granicach aglomeracji, to udało się zachować jego unikatowość. Dziś jest to rezerwat UNESCO.
Niemalże w sercu puszczy leży z kolei Fontainebleau – liczące niespełna 15 tysięcy ludzi miasto. Słynie przede wszystkim z jednego zabytku. Znajduje się tu jeden z największych we Francji zespołów pałacowo-parkowych. Pierwsze wzmianki o tym miejscu, jako siedzibie królów, pochodzą już z XII wieku.






Kolejni władcy i kolejne dynastie rozbudowywały i umacniały Fontainebleau. Napoleon to właśnie ten pałac, a nie Wersal, zwykł nazywać „prawdziwym domem francuskich monarchów”. Obecnie mieści się tu muzeum, a cały kompleks, liczący 1500 komnat, wraz z ogrodami można zwiedzać. Dla fanów architektury, historii i sztuki – pozycja obowiązkowa.
Pociąg z Fontainebleau do dworca Gare de Lyon w centrum Paryża jedzie 44 minuty.
Sielankowa elegancja
Jak wyobrażacie sobie typowe francuskie miasteczka? Wydaje Wam się może, że wygląda to tak? Jedziecie droga wijącą się wśród zielonych pagórków upstrzonych niskimi, kamiennymi domkami. Po kilkunastu chwilach wjeżdżacie do miasteczka. Wąskie, brukowane uliczki. Dominuje kamień w ciepłych odcieniach i drewniane okiennice. Po chwili z małej piekarenki wychodzi pani w berecie, wsadza bagietkę do koszyka roweru i odjeżdża.

Wyobrażenia często nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością, ale w tym przypadku są absolutnie trafne. Właśnie tak wyglądają miasteczka położone za puszczą Fontainebleau. Gdyby nie nowoczesne samochody mielibyśmy gotowe plenery filmowe.
Takich miejscowości jest w tej części Francji mnóstwo. Wszystkie mają podobny klimat, skupimy się więc na jednej – Moret-sur-Loigne. Wybraliśmy je z powodu wyjątkowo malowniczego położenia. Moret leży bowiem nad rzeką Loigne (to żadna niespodzianka), a jego starówka zamknięta jest pomiędzy dwoma bramami ułożonymi w linii prostej. Na zachodzie mamy Bramę Samois (zwaną też Paryską), na wschodzie jej bliźniaczkę – Bramę Burgundzką. Szczególnie malownicza jest ta druga, prowadzi bowiem od niej zabytkowy most (podobno przechadzał się nim sam Juliusz Cezar). Mamy tu piękną, pocztówkową panoramę, a gdy trochę się rozejrzymy okazuje się, że z mostu można zejść w pobliże młyna.



Po przejściu przez Bramę Burgundzką szybko trafimy do kościoła Notre-Dame. Nazwa dobrze Wam się kojarzy. Świątynia bardzo przypomina swoją paryską siostrę, choć jest oczywiście znacznie mniejsza. Nie brakuje jej za to uroku. To zresztą znamienne dla francuskich kościołów. Są strzeliste, monumentalne, piękne i co najbardziej rzuca się w oczy – surowe. Takie, jak wtedy gdy je wznoszono tysiąc lat temu. Kamień i witraże. Nic więcej nie trzeba. Byłem we Francji kilka razy i wydziałem tylko dwa brzydkie kościoły.



Największą atrakcją Moret jest jednak ono samo. A konkretnie spacer jego uliczkami. Można tu wsiąknąć na całkiem długo co chwila znajdując tajemnicze przejścia między budynkami prowadzące na podwórka, skwery, bulwary czy pozostałości fortyfikacji.




Pociąg z Moret do Paryża jedzie 46 minut. Tyle wystarczy by zobaczyć dwa oblicza Francji.