Ciężko jest wyplątać się z wąskich uliczek Alfamy, ale Lizbona ma do zaoferowania znacznie więcej. Jeśli tak jak my spędzacie w stolicy Portugalii zaledwie weekend, to drugiego dnia warto wybrać się do Belém.
Belém to jedna z zachodnich dzielnic miasta. Od centrum dzieli ją ledwie kilka kilometrów, więc można wybrać się tu na dłuższy spacer. Spokojnie dojedziecie również tramwajem (choć już nie tym zabytkowym). A powodów by to zrobić jest kilka.
Belém, czyli morze i zabytki
Po pierwsze, Belém to niegdysiejszy główny port kraju z czasów świetności imperium. Leży bliżej ujścia Tagu do Atlantyku niż centrum miasta. Sporo tu więc morskiego klimatu, a o dawnej potędze kolonizacyjnej Portugalii przypomina m.in. Pomnik Odkrywców. W jego pobliżu znajduje się też kolejna z topowych atrakcji Lizbony, czyli Wieża Belem. Jest z tego miejsca niezły widok na Most 25 Kwietnia – bliźniaczo podobny do słynnego Golden Gate w San Francisco.
Będąc w Belém nie sposób pominąć Klasztoru Hieronimitów. Ten XVI-wieczny kompleks to idealne miejsce by na chwilę odsapnąć od kolorów i dźwięków atakujących nas niemal bezustannie na ulicach Lizbony. Możecie kupić łączony bilet na zwiedzanie obiektu oraz Muzeum Archeologicznego. Kosztuje to ok. 10 euro. Dodatkowo zwiedzić można kościół na terenie klasztoru – to jest bezpłatne.
Belém słynie z jeszcze jednej rzeczy – wypieków. I to nie byle jakich. Chodzi o tradycyjne portugalskie ciasteczka, czyli pastéis (co znaczy ciastka, w liczbie pojedynczej – pastél). To małe tarty z ciasta francuskiego z kremem budyniowym. Te najpopularniejsze nie zawierają więcej dodatków, można je jedynie posypać cynamonem czy cukrem pudrem. Stąd mówi się na nie pastéis de nata (ciastka z kremem) lub pastéis de Belém, bo to właśnie mnisi ze wspomnianego klasztoru opracowali ich recepturę. To w tej dzielnicy znajdują się najsłynniejsze cukiernie i podobno najlepsze ciastka. Nie sprawdziliśmy, bo kolejka wijąca sie po ulicy skutecznie nas odstraszyła. Przysmaków postanowiliśmy spróbować gdzie indziej.
Portugalskie przysmaki w jednym miejscu
Mercado da Ribeira to jeden z największych i najsłynniejszych targów Lizbony. Jest bardzo blisko centrum, po drodze do Belém. Znajdziecie na nim zarówno lokalne przysmaki, jak i giełdę kwiatową czy pchli targ. To także idealne miejsce na zakup pamiątek z miasta, a na te świetnie nadadzą się… sardynki.
To kolejny kulinarny symbol Lizbony. Portugalczycy wiedzą jak przyrządzać rybne konserwy w sposób, z którym raczej Wam się nie kojarzą. Znajdziecie tu zatrzęsienie smaków i rodzajów. A jeśli szukacie puszki sardynek w wyjątkowym opakowaniu, możecie zajrzeć do sklepu O Mundo Fantástico da Sardinha Portuguesa (Fantastyczny Świat Portugalskich Sardynek). Wnętrze przypomina miniaturowe wesołe miasteczko, a puszki ozdobione są kolejnymi latami oraz ciekawostkami dotyczącymi tychże lat.
Różowa Ulica, modny punkt na mapie Lizbony
Blisko targu znajduje się jeszcze lizbońska atrakcja – Różowa Ulica. Dziś miejsce modne, oblegane przez fotografów, ale jeszcze dekadę temu było zupełnie inaczej. Różowa Ulica naprawdę nazywa się Rua Nova do Carvalho. Zawsze było to miejsce popularne, ale nie zawsze z tych samych powodów. W przeszłości była to po prostu lizbońska ulica czerwonych latarni. Pełna tanich barów, klubów ze striptizem i domów uciech. Władze i lokalni społecznicy postanowili jednak odmienić jej obliczę. I udało się.