Przejdź do treści

Sandomierz na weekend. Złota jesień, winnice i jabłka

  • przez

Cztery lata temu świat na chwilę się zatrzymał i przez pewien czas skurczył do granic kraju. Podróże zagraniczne stały się na moment albo dość problematyczne albo kompletnie niemożliwe. Uznaliśmy wtedy, że tę sytuację trzeba wykorzystać zamiast załamywać nad nią ręce. Postanowiliśmy lepiej poznać Polskę. Zamiast klasycznych podróży czy wakacji mieliśmy więc sporo dużo krótszych i dużo bliższych wypadów. Był więc Lublin, Zamość, Podlasie czy Poznań. W głowie powstała lista miejsc do odhaczenia w naszym kraju, która zamiast kurczyć się, z każdym wyjazdem tylko wzbogacała się o kolejne pozycje. Kontynuujemy jej zapisywanie do dzisiaj, chociaż już nie z musu, a z czystej chęci. Właśnie odhaczyłem jedno z ostatnich (na ten moment) miejsc na niej – Sandomierz.

Sandomierz nie zawodzi

Ustalmy jedną rzecz na początek – nie jestem fanem Ojca Mateusza. Nie oglądam. Co prawda wiem, że istnieje i wiem, że akcja dzieję się w Sandomierzu, ale nie po to tu przyjechałem. Nie mam też więc do powiedzenia nic o np. Muzeum Ojca Mateusza, bo w nim nie byłem. Po co zatem wybrałem Sandomierz na jesienny długi weekend? Bo to jedno z ostatnich miejsc ze wszelkiego rodzaju rankingów najpiękniejszych miast w Polsce, w którym nie byłem. Oczywiście rankingi tego typu trzeba traktować z przymrużeniem oka. Zdarzało mi się kompletnie nie podzielać zdania o tej czy innej miejscowości. Ale sprawdzić trzeba. Sandomierz na szczęście zalicza się do tych miejsc, o których opinia nie jest przesadzona.

Druga połowa października, szczyt złotej jesieni. Pogoda doskonała – pełne słońce i jakieś 17 kresek na plusie. I tak przez trzy dni. Nie ma lepszych warunków do zwiedzania. Pierwsze wrażenia mieście? Piękne, malowniczo położone, ciche i… górzyste. Rozwiniemy.

Sandomierz, Ratusz

Sandomierz – Polski Rzym? Na pewno znacznie spokojniejszy

Jeśli chodzi o piękno i malownicze położenia, to tłumaczyć chyba nie trzeba. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia. Sandomierska starówka położona jest na wzgórzu nad Wisłą. Od południowej strony porastają je winnice, wyżej zaczynają się zabudowania. Pocztówkowy obrazek.

Czemu ciche? Może to zasługa tego, że jest poza sezonem, a Sandomierz nie jest przesadnie dużym miastem. Ale myślę, że ma tu również znaczenie położenie Starego Miasta. Z reguły historyczna część miasta znajduje się w samym jego centrum i z czasem ze wszystkich stron obrastała kolejnymi warstwami. W efekcie na ulicach i placach starówki kumulują się wszyscy: turyści, mieszkańcy załatwiający swoje sprawy czy nawet ludzie przemykający tylko z jednej strony miasta na drugą. W Sandomierzu jest trochę inaczej. Stare Miasto leży właściwie nieco na uboczu. Na południu jest Wisła, na wschodzie błonia, a za nimi tereny przemysłowe. Właściwie nowa część miasta przylega do tej historycznej bezpośrednio tylko z jednej strony, a do tego przelotowe drogi omijają starówkę dość szerokim łukiem. Mam więc wrażenie, że poza turystami nie zagląda tu wiele osób. Tych pierwszych była oczywiście cała masa, ale i tak miało się wrażenie spokoju niespotykanego raczej w innych miejscach o podobnej turystycznej prasie.

A czemu górzyste? No cóż, wspominaliśmy już o wzgórzu. Jest ich więcej. Nie wiem czy siedem, ale możliwe, bo spotkałem się z określeniem „Polski Rzym”. Z tym bym nie przesadzał, ale faktycznie spacer po Sandomierzu to w dużej mierze chodzenie pod górę. Tam nawet z jednego końca Rynku na drugi idzie się pod górę. Trzeba wziąć na to poprawkę planując wycieczki. Mnie jednak taki stan rzeczy nie przeszkadzał zanadto i codziennie robiłem przewyższenia rzędu 300-400 metrów.

Wśród wąwozów i winnic

Spacery zaczynałem codziennie z okolic Starego Portu, przy którym znajduje się również bulwar. Pierwsze dwa obiekty jakie miniecie wspinając się pod górę to górujący nad wszystkim Zamek Królewski oraz malowniczo położony kościół św. Jakuba. Idźmy najpierw do kościoła. To najstarsza świątynia w Sandomierzu. Pochodzi z 1226 roku. Przylega do niego okazała winnica prowadzona przez Dominikanów. W sezonie można ją zwiedzać. Jesteśmy jednak poza sezonem, więc zwiedzamy sam kościół. Piękne, surowe i, co rzadko w Polsce spotykane, skromne wnętrza. Wejście jest za darmo, a za symboliczną opłatą (bodaj 3 zł) można dodatkowo wejść do krypt i na dzwonnicę, gdzie znajdziecie najstarszy w Polsce dzwon.

Tuż obok kościoła znajduje się wylot Wąwozu św. Jacka Odrowąża. Idąc nim dojdziecie do parku, z którego z kolei możecie przejść na starówkę. Ten wąwóz jest oświetlony, krótszy i łatwiejszy od znajdującego się nieco dalej Wąwozu Królowej Jadwigi. Ten drugi jest jednak znacznie bardziej malowniczy. Jego maksymalna wysokość sięga 10 metrów. Zalecam jednak dobre buty, bo trasa choć niezbyt długa, to technicznie przypomina górskie szlaki. Wąwozem Królowej Jadwigi zejdziecie z powrotem w okolice Starego Portu, skąd możecie ruszać w drugą stronę – w kierunku zamku.

Snuj się po sandomierskiej starówce

Zamek Królewski znajduje się już kilkanaście metrów wyżej niż rzeka. Rozciąga się więc z niego piękna panorama Wisły. Nadal jednak jesteśmy nisko w porównaniu z resztą Starego Miasta. Idziemy więc wyżej. Najpierw mijamy katedrę z nieco mniejszą niż dominikańska winnicą. Tu zaczyna się już kluczenie po uliczkach starówki, czyli najlepsza część. Nieopodal katedry znajduje się Dom Jana Długosza oraz najstarsza szkoła średnia w Polsce (dziś LO nr 1). Kawałek dalej zaczyna się Rynek z ratuszem i malowniczymi kamieniczkami. Polecam najbardziej pokręcić się po prostu po okolicy i samemu odkryć co ciekawsze smaczki. Wypada jednak wspomnieć o takich atrakcjach, jak Brama Opatowska, Furta Dominikańska zwana Uchem Igielnym czy Kozie Schodki.

Sandomierz

Jedną z większych atrakcji Sandomierza jest również Podziemna Trasa Turystyczna. Ja nie mogłem z niej skorzystać, ale mam przeczucie, że gdyby było inaczej, to nie pożałowałbym.

A co zjeść w Sandomierzu? Jabłka. Zjeść albo wypić. To prawdziwy skarb całej okolicy i nie brakuje wyrobów z nich właściwie na każdym kroku. A zatem: oczywiście szarlotka w jednej z kawiarni na Rynku, cydr jeśli lubicie procenty, a jeśli nie lubicie to jabłecznik – sok tłoczony z dodatkiem korzennych przypraw. Bajka. Jeśli natomiast chodzi o knajpy, to znajdziecie kilka niezłych na Rynku. Nam w pamięci najbardziej zapadła W Starej Piekarni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: